Cała w nerwach stałam na chodniku, czekając na taxi. Nerwowo spoglądałam co minutę, na zegarek w telefonie. On nie może tego zrobić. Wie, że ja tego nie potrzebuję. — Pomyślałam, patrząc w szare niebo i ruszając nogą. — Prosiłam go. Po jaką cholerę on to robi?! Nagle przyjechała taksówka i jak opętana wpadłam do niej, wykrzykując adres mojego domu. Facet spojrzał się na mnie dziwie, ale ruszył.
— Widać, że się pani śpieszy — odezwał się mężczyzna przerywając ciszę, w czasie której próbowałam coś wymyślić.
— Co się pan tak przygląda? — Skierowałam na niego swój wzrok żmii. — Jedź pan, a nie na pogawędki się zebrało.
Mężczyzna nic nie odpowiedział, tylko spiorunował mnie spojrzeniem, ale w końcu ruszył. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu, ale jak na złość ciągle trafialiśmy na czerwone światło. Podróż dłużyła mi się niemiłosiernie, a ja myślałam, że wybuchnę, jak zaraz nie zobaczę Williama z Lilii.
Gdy tylko podjechaliśmy pod dom, wyciągnęłam z portfela banknot pięćdziesięciozłotowy i podałam go kierowcy, nie oczekując reszty. Grzecznie podziękował, a ja w biegu szukałam kluczy w torebce. Nie było to łatwe, ponieważ moje nogi chwiały się na wysokich, czerwonych szpilkach, a dodatkowo w mojej torebce znajdowało się, jak wtedy zdałam sobie sprawę, pełno nie przydatnych mi rzeczy. W końcu odnalazłam ich pęk, w którym oprócz kluczy do mieszkania, znajdowało się wiele innych, które nie wiedziałam do czego służyły. Złapałam za właściwy i już trochę wolniej weszłam schodami na drugie piętro, mijając przy tym starszą sąsiadkę. Kobieta zawsze stała na korytarzu i patrzyła w okna, bo jej wychodziły na podwórko, a te tutaj w stronę ulicy. Przeleciała mnie wzrokiem i zagadnęła.
— Dzień dobry, kochanie! — Jej wysoki, piskliwy głosik doszedł do moich uszu, zanim na dobre zdążyłam się zorientować, że ktoś tam stoi.
— A dzień dobry. — Przeszłam obok niej, nie zatrzymując się, ponieważ wiedziałam czym to może się skończyć
— Kochanieńka! Czyżbyś w końcu sobie życie ułożyła? — zapytała kobiecina, odwracając się w moją stronę.
— Nie mam czasu, przepraszam. — Dalej szłam do góry.
— Dobrze, ale muszę ci powiedzieć, że przystojny z niego mężczyzna, chyba bogaty, co? — Usłyszałam, zamykając za sobą drzwi mieszkania.
— William?! Lilli? — krzyknęłam. Zaczęłam nerwowo rozglądać się po trzech pokojach. W mieszkaniu panowała cisza, a śladu po tym parszywym dupku i Lili nie było. — William idioto, oddawaj moje dziecko! — ryknęłam na całe gardło. Nagle usłyszałam cichutki śmiech. Jak opętana rzuciłam się w stronę pokoju córeczki. Nikogo tam nie było.
— Lili? — zawołałam, ale nikt mi się nie odezwał. Upadłam na kolana i zajrzałam pod łóżko. Dziękowałam wszystkim mocom tego świata, kiedy zobaczyłam tam roześmianą blondyneczkę. Dziewczynka wyszła i podbiegła do mnie, rzucając się mi na ręce.
— Lili, czemu mi nie odpowiedziałaś, kiedy cię wołałam? — zapytałam wzburzona, a ona przestała się śmiać. Popatrzyła na mnie tymi swoimi dużymi, niebieskimi oczkami i zaczęła się bawić moimi włosami, jak zawsze kiedy miałam ją na ręcach, a byłam zła.
— Wujek kazał mi się schować i nie wychodzić spod łóżka. — powiedziała, a ja przewróciłam oczami jednocześnie dziękując mu w duchu, za to, że dba o jej bezpieczeństwo. A może o moją nerwicę?
— A gdzie jest wujek? — spytałam już spokojniejsza.
— Poszedł. Powiedział, że będziesz nie długo, więc miałam na ciebie czekać. — powiedziała i spuściła się z moim ramion. A ja znów cała w nerwach i strachu usiadłam na łóżku Lili i wyciągnęłam telefon z torebki. Wybrałam numer tego parszywego idioty, ale czego miałam się spodziewać jak nie poczty głosowej?
— William, jeśli za chwilę nie zobaczę twojego obrzydliwego dupska w moim domu to osobiście urwę ci jaja. Ile razy ci mówiłam, że nie potrzebuję twojej pomocy?! Po jaką cholerę mi pomagasz, skoro i tak z tego nic nie masz? — westchnęłam — Masz pół godziny. Jak nie to będę miała mega wkurwa, a ty wiesz jaka jestem podczas niego. — Rozłączyłam się i rzuciłam telefon na łóżko, po czym wzięłam poduszkę i krzyknęłam w nią zirytowana.
Nie czekając na jego odpowiedź, poszłam do kuchni i wyciągnęłam z lodówki resztki wczorajszego obiadu. Przełożyłam mięso do szklanej miseczki i włożyłam do mikrofalówki, a ziemniaki odsmażyłam na patelni.
— Kochanie, musimy iść na zakupy. — Spojrzałam na dziewczynkę, która już przygotowała talerz i sztućce, i czekała aż podam jej jedzenie.
— Hura! — krzyknęła podekscytowana — A kupisz mi coś?
— Kupię. — Posłałam jej uśmiech, a ona odwdzięczyła się tym samym.
Odkąd poznałam Willa, na wszystko mi starczało, ale dodatkowe pieniądze mogłam przeznaczyć dla niej, żeby kupić jej coś z poza listy rzeczy potrzebnych. Była taka szczęśliwa, gdy dostawała nową sukieneczkę lub zabawkę.
Podałam jej jedzenie i usłyszałam otwierające drzwi. Wyszłam do przedpokoju i zobaczyłam Willa, który trzymał kilka reklamówek z zakupami.
— Gdzie żeś ty był?! — krzyknęłam, patrząc jak zdejmuje buty.
— W sklepie, nie widać? Znów miałaś pustą lodówkę, co ty dziecko godzisz? — odpowiedział, nie mniej zadowolony niż ja.
— Ja go nie głodzę, miałam iść właśnie na zakupy. — Zrobiłam naburmuszoną minę. — Powiedz mi, dlaczego zostawiłeś ją samą? Pięciolatka w domu bez opieki?!
— Ona sobie poradziła, a ty nadal nie umiesz sobie radzić w życiu! — Jego spojrzenie sugerowało, że mówi to, co myśli. — Ile razy chodziła głodno spać? Ile razy ją zostawiałaś na noc w domu, bo ty szłaś się pierdolić z jakimś fiutem? — Przeszedł obok mnie, kierując się do kuchni.
— Ale ja ją zostawiałam wtedy, kiedy spała.
— Wujek, wujek! — Mała podleciała do niego. — Kupiłeś mi coś? — zapytała słodkim głosikiem.
— Mógłbyś się nie wyrażać tak przy moim dziecku, kur…?! — Zatrzymałam się i spojrzałam na niego wrogo. — Nie będę się kłócić przy małej. — warknęłam. Spojrzał na mnie roześmianym wzrokiem, czym jeszcze gorzej mnie wkurwiał. Pociągnęłam go za rękę do innego pokoju.
— Czy ty jesteś mądry?! O coś cię prosiłam?! Nie! Ty sam się wpierdalasz w moje życie! Nie chcę już twoich pieniędzy. Poradzę sobie bez nich. — Spojrzałam na niego nienawistnie. Założyłam ramiona na piersi i próbowałam się opanować, gdyż nie chciałam, aby Lili się bała. On zaczął się głośno śmiać, a ja myślałam, że mnie zaraz szlag trafi. — Wiedziałeś, że gdybym ustała w korku, ona zostałaby sama przez dobre kilka godzin. Nie mogłeś chociaż z nią posiedzieć, skoro już taki z ciebie tatuś, że zabrałeś ją z przedszkola?
— Posłuchaj — Podszedł do mnie i złapał obiema rękoma za ramię. — Nie bawię się w tatusia, tylko chcę ci pomóc, żebyś przestała się pieprzyć na prawo i lewo! — Jego oczy kipiały z wściekłości. — Jak nie zamkniesz tej buzi, to ja ci ją zamknę! — Chciałam się kawałek odsunąć, ale jego uścisk sprawiał, że byłam przytwierdzona do miejsca, w którym stałam — I ostrzegam cię, że nie możesz mi mówić, co i jak mam robić, bo ja mam swój rozum, którego tobie ewidentnie brakuje. — Puścił mnie i podszedł do okna. Wydawało mi się, że nad czymś myśli. — Z kim i gdzie się dziś spotkałaś?
— Jaki to ma związek z Lili? — warknęłam. — Nie twój zasrany interes. — Zaczynałam się go lekko bać, ale nie dawałam tego po sobie poznać. Patrzyłam się na niego w napięciu.
— Powiedziałem ci, żebyś mnie nie denerwowała! — Odwrócił się gwałtownie w moją stronę z taką agresją, jakiej się po nim nie spodziewałam — Pytam, z kim się dziś pieprzyłaś, suko! — Popatrzyłam na niego jakby mi dał policzek.
— Wypierdalaj z mojego domu sukinsynu. Nie będziesz na mnie, kurwa, darł mordy, idioto. Nie dam się poniżać złamanemu kutasowi. Nie będziesz mnie zastraszał! — krzyczałam, aż wszystko się we mnie zagotowało. Miałam ochotę podejść i mu dojebać, ale jednak się go bałam, dlatego stałam z zaciśniętymi pięściami zabijając go wzrokiem.
— Albo mi powiesz, albo sam się dowiem — Podszedł do mnie szybkim krokiem i mocno chwycił za nadgarstki, tak, że aż krzyknęłam z bólu. — I wtedy będzie to miało o wiele większe konsekwencje. — Popatrzył na mnie, jak na nic nie wartą istotę i puścił moje dłonie, jakby zdał sobie sprawę, że robi mi krzywdę. — Mów!
— Ty jesteś chory! — krzyknęłam przerażona, a serce w mojej klatce obijało się o żebra — Tylko zrób coś Lili, a zabiję cię. — Popatrzyłam na niego jak na mordercę i zaczęłam się cofać do ściany, aż się z nią spotkałam. — Mówisz, że chcesz mi pomóc, a mnie zastraszasz?! To się nazywa kurwa pomoc? To ja za nią podziękuję! — Wpatrywałam się w jego wściekłą twarz, bojąc się, że zaraz mnie uderzy. Ufałam mu, ale nie wiedziałam, co może zrobić podczas gniewu.
— Jeżeli tak masz zamiar ze mną rozmawiać… — Cały gniew z jego głosu w momencie wyparował. — To poradzę sobie sam. — Wyszedł z pokoju i zaczął ubierać buty. — Ale jak już powiedziałem, zmuszasz mnie do tego, żeby to miało większe konsekwencje. — Uklęknął, aby zawiązać sznurowadła. — Nie oskarżaj mnie o coś, czego nigdy bym nie zrobić. Już ci kiedyś powiedziałem, że cię nie skrzywdzę, a tym bardziej nie skrzywdzę Lili. — Wstał i ściągnął kurtkę z wieszaka. Spojrzał na mnie poważnie. — Ja teraz wychodzę, wrócę tu jutro, jak już ci przejdzie, a ty spróbuj się przez ten czas z nikim nie pieprzyć! — Znów uniósł głos, po czym wyszedł, trzaskając za sobą drzwiami.
Szybko złapałam klucze i zamknęłam je na wszystkie możliwe zamki. Osunęłam się po ścianie, a w łzach wydałam całą swoją frustrację, gniew i przerażenie. Przybiegła do mnie Lili i spojrzała na mnie zmartwiona. Rzuciła mi się w ramiona i zaczęła całować mnie po policzkach.
— Nie płacz mamusiu. — mówiła smutnym głosikiem, a ja wtuliłam się w jedyny sens mojego życia.
--------------
Notka*
Tak więc po ciężkich dwóch godzinach kłótni sporów na temat: “Czemu tak, a nie inaczej?” powstał drugi rozdział naszego opowiadania. Myślę, że jest co czytać, a historia wnosi pewien bardzo ważny element, niewidzialny na pierwszy rzut oka.
Bardzo prosimy o komentarze, jest to dla nas ważne <3
No to by było na tyle, miłej lektury i do następnego! :)
Patyy