poniedziałek, 25 stycznia 2016

Rozdział 2

Cała w nerwach stałam na chodniku, czekając na taxi. Nerwowo spoglądałam co minutę, na zegarek w telefonie. On nie może tego zrobić. Wie, że ja tego nie potrzebuję. — Pomyślałam, patrząc w szare niebo i ruszając nogą. — Prosiłam go. Po jaką cholerę on to robi?! Nagle przyjechała taksówka i jak opętana wpadłam do niej, wykrzykując adres mojego domu. Facet spojrzał się na mnie dziwie, ale ruszył.
— Widać, że się pani śpieszy —  odezwał się mężczyzna przerywając ciszę, w czasie której próbowałam coś wymyślić.
— Co się pan tak przygląda? — Skierowałam na niego swój wzrok żmii. — Jedź pan, a nie na pogawędki się zebrało.
Mężczyzna nic nie odpowiedział, tylko spiorunował mnie spojrzeniem, ale w końcu ruszył. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu, ale jak na złość ciągle trafialiśmy na czerwone światło. Podróż dłużyła mi się niemiłosiernie, a ja myślałam, że wybuchnę, jak zaraz nie zobaczę Williama z Lilii.
Gdy tylko podjechaliśmy pod dom, wyciągnęłam z portfela banknot pięćdziesięciozłotowy i podałam go kierowcy, nie oczekując reszty. Grzecznie podziękował, a ja w biegu szukałam kluczy w torebce. Nie było to łatwe, ponieważ moje nogi chwiały się na wysokich, czerwonych szpilkach, a dodatkowo w mojej torebce znajdowało się, jak wtedy zdałam sobie sprawę, pełno nie przydatnych mi rzeczy. W końcu odnalazłam ich pęk, w którym oprócz kluczy do mieszkania, znajdowało się wiele innych, które nie wiedziałam do czego służyły. Złapałam za właściwy i już trochę wolniej weszłam schodami na drugie piętro, mijając przy tym starszą sąsiadkę. Kobieta zawsze stała na korytarzu i patrzyła w okna, bo jej wychodziły na podwórko, a te tutaj w stronę ulicy. Przeleciała mnie wzrokiem i zagadnęła.
— Dzień dobry, kochanie! — Jej wysoki, piskliwy głosik doszedł do moich uszu, zanim na dobre zdążyłam się zorientować, że ktoś tam stoi.
— A dzień dobry. — Przeszłam obok niej, nie zatrzymując się, ponieważ wiedziałam czym to może się skończyć
— Kochanieńka! Czyżbyś w końcu sobie życie ułożyła? — zapytała kobiecina, odwracając się w moją stronę.
— Nie mam czasu, przepraszam. — Dalej szłam do góry.
Dobrze, ale muszę ci powiedzieć, że przystojny z niego mężczyzna, chyba bogaty, co? — Usłyszałam, zamykając za sobą drzwi mieszkania.
— William?! Lilli? — krzyknęłam. Zaczęłam nerwowo rozglądać się po trzech pokojach. W mieszkaniu panowała cisza, a śladu po tym parszywym dupku i Lili nie było. — William idioto, oddawaj moje dziecko! — ryknęłam na całe gardło. Nagle usłyszałam cichutki śmiech. Jak opętana rzuciłam się w stronę pokoju córeczki. Nikogo tam nie było.
— Lili? — zawołałam, ale nikt mi się nie odezwał. Upadłam na kolana i zajrzałam pod łóżko. Dziękowałam wszystkim mocom tego świata, kiedy zobaczyłam tam roześmianą blondyneczkę. Dziewczynka wyszła i podbiegła do mnie, rzucając się mi na ręce.
— Lili, czemu mi nie odpowiedziałaś, kiedy cię wołałam? — zapytałam wzburzona, a ona przestała się śmiać. Popatrzyła na mnie tymi swoimi dużymi, niebieskimi oczkami i zaczęła się bawić moimi włosami, jak zawsze kiedy miałam ją na ręcach, a byłam zła.
— Wujek kazał mi się schować i nie wychodzić spod łóżka. — powiedziała, a ja przewróciłam oczami jednocześnie dziękując mu w duchu, za to, że dba o jej bezpieczeństwo. A może o moją nerwicę?
— A gdzie jest wujek? — spytałam już spokojniejsza.
Poszedł. Powiedział, że będziesz nie długo, więc miałam na ciebie czekać. — powiedziała i spuściła się z moim ramion. A ja znów cała w nerwach i strachu usiadłam na łóżku Lili i wyciągnęłam telefon z torebki. Wybrałam numer tego parszywego idioty, ale czego miałam się spodziewać jak nie poczty głosowej?
— William, jeśli za chwilę nie zobaczę twojego obrzydliwego dupska w moim domu to osobiście urwę ci jaja. Ile razy ci mówiłam, że nie potrzebuję twojej pomocy?! Po jaką cholerę mi pomagasz, skoro i tak z tego nic nie masz? — westchnęłam — Masz pół godziny. Jak nie to będę miała mega wkurwa, a ty wiesz jaka jestem podczas niego. — Rozłączyłam się i rzuciłam telefon na łóżko, po czym wzięłam poduszkę i krzyknęłam w nią zirytowana.
Nie czekając na jego odpowiedź, poszłam do kuchni i wyciągnęłam z lodówki resztki wczorajszego obiadu. Przełożyłam mięso do szklanej miseczki i włożyłam do mikrofalówki, a ziemniaki odsmażyłam na patelni.
  — Kochanie, musimy iść na zakupy. — Spojrzałam na dziewczynkę, która już przygotowała talerz i sztućce, i czekała aż podam jej jedzenie.
— Hura! — krzyknęła podekscytowana — A kupisz mi coś?
— Kupię. — Posłałam jej uśmiech, a ona odwdzięczyła się tym samym.
Odkąd poznałam Willa, na wszystko mi starczało, ale dodatkowe pieniądze mogłam przeznaczyć dla niej, żeby kupić jej coś z poza listy rzeczy potrzebnych. Była taka szczęśliwa, gdy dostawała nową sukieneczkę lub zabawkę.
Podałam jej jedzenie i usłyszałam otwierające drzwi. Wyszłam do przedpokoju i zobaczyłam Willa, który trzymał kilka reklamówek z zakupami.
— Gdzie żeś ty był?! — krzyknęłam, patrząc jak zdejmuje buty.
— W sklepie, nie widać? Znów miałaś pustą lodówkę, co ty dziecko godzisz? — odpowiedział, nie mniej zadowolony niż ja.
— Ja go nie głodzę, miałam iść właśnie na zakupy. — Zrobiłam naburmuszoną minę. — Powiedz mi, dlaczego zostawiłeś ją samą? Pięciolatka w domu bez opieki?!
— Ona sobie poradziła, a ty nadal nie umiesz sobie radzić w życiu! — Jego spojrzenie sugerowało, że mówi to, co myśli. — Ile razy chodziła głodno spać? Ile razy ją zostawiałaś na noc w domu, bo ty szłaś się pierdolić z jakimś fiutem? — Przeszedł obok mnie, kierując się do kuchni.
Ale ja ją zostawiałam wtedy, kiedy spała.
— Wujek, wujek! — Mała podleciała do niego. — Kupiłeś mi coś?  — zapytała słodkim głosikiem.
— Mógłbyś się nie wyrażać tak przy moim dziecku, kur…?! — Zatrzymałam się i spojrzałam na niego wrogo. — Nie będę się kłócić przy małej.  — warknęłam. Spojrzał na mnie roześmianym wzrokiem, czym jeszcze gorzej mnie wkurwiał. Pociągnęłam go za rękę do innego pokoju.
— Czy ty jesteś mądry?! O coś cię prosiłam?! Nie! Ty sam się wpierdalasz w moje życie! Nie chcę już twoich pieniędzy. Poradzę sobie bez nich. — Spojrzałam na niego nienawistnie. Założyłam ramiona na piersi i próbowałam się opanować, gdyż nie chciałam, aby Lili się bała. On zaczął się głośno śmiać, a ja myślałam, że mnie zaraz szlag trafi. — Wiedziałeś, że gdybym ustała w korku, ona zostałaby sama przez dobre kilka godzin. Nie mogłeś chociaż z nią posiedzieć, skoro już taki z ciebie tatuś, że zabrałeś ją z przedszkola?
— Posłuchaj — Podszedł do mnie i złapał obiema rękoma za ramię. — Nie bawię się w tatusia, tylko chcę ci pomóc, żebyś przestała się pieprzyć na prawo i lewo! — Jego oczy kipiały z wściekłości. — Jak nie zamkniesz tej buzi, to ja ci ją zamknę! — Chciałam się kawałek odsunąć, ale jego uścisk sprawiał, że byłam przytwierdzona do miejsca, w którym stałam — I ostrzegam cię, że nie możesz mi mówić, co i jak mam robić, bo ja mam swój rozum, którego tobie ewidentnie brakuje. — Puścił mnie i podszedł do okna. Wydawało mi się, że nad czymś myśli. — Z kim i gdzie się dziś spotkałaś?
— Jaki to ma związek z Lili? — warknęłam. — Nie twój zasrany interes. — Zaczynałam się go lekko bać, ale nie dawałam tego po sobie poznać. Patrzyłam się na niego w napięciu.
— Powiedziałem ci, żebyś mnie nie denerwowała! — Odwrócił się gwałtownie w moją stronę z taką agresją, jakiej się po nim nie spodziewałam — Pytam, z kim się dziś pieprzyłaś, suko! — Popatrzyłam na niego jakby mi dał policzek.
— Wypierdalaj z mojego domu sukinsynu. Nie będziesz na mnie, kurwa, darł mordy, idioto. Nie dam się poniżać złamanemu kutasowi. Nie będziesz mnie zastraszał!  — krzyczałam, aż wszystko się we mnie zagotowało. Miałam ochotę podejść i mu dojebać, ale jednak się go bałam, dlatego stałam z zaciśniętymi pięściami zabijając go wzrokiem.
— Albo mi powiesz, albo sam się dowiem — Podszedł do mnie szybkim krokiem i mocno chwycił za nadgarstki, tak, że aż krzyknęłam z bólu. — I wtedy będzie to miało o wiele większe konsekwencje. — Popatrzył na mnie, jak na nic nie wartą istotę i puścił moje dłonie, jakby zdał sobie sprawę, że robi mi krzywdę. — Mów!
— Ty jesteś chory! — krzyknęłam przerażona, a serce w mojej klatce obijało się o żebra — Tylko zrób coś Lili, a zabiję cię. — Popatrzyłam na niego jak na mordercę i zaczęłam się cofać do ściany, aż się z nią spotkałam. — Mówisz, że chcesz mi pomóc, a mnie zastraszasz?! To się nazywa kurwa pomoc? To ja za nią podziękuję! — Wpatrywałam się w jego wściekłą twarz, bojąc się, że zaraz mnie uderzy. Ufałam mu, ale nie wiedziałam, co może zrobić podczas gniewu.
— Jeżeli tak masz zamiar ze mną rozmawiać… — Cały gniew z jego głosu w momencie wyparował. — To poradzę sobie sam. — Wyszedł z pokoju i zaczął ubierać buty. — Ale jak już powiedziałem, zmuszasz mnie do tego, żeby to miało większe konsekwencje. — Uklęknął, aby zawiązać sznurowadła. — Nie oskarżaj mnie o coś, czego nigdy bym nie zrobić. Już ci kiedyś powiedziałem, że cię nie skrzywdzę, a tym bardziej nie skrzywdzę Lili. — Wstał i ściągnął kurtkę z wieszaka. Spojrzał na mnie poważnie. — Ja teraz wychodzę, wrócę tu jutro, jak już ci przejdzie, a ty spróbuj się przez ten czas z nikim nie pieprzyć! — Znów uniósł głos, po czym wyszedł, trzaskając za sobą drzwiami.
Szybko złapałam klucze i zamknęłam je na wszystkie możliwe zamki. Osunęłam się po ścianie, a w łzach wydałam całą swoją frustrację, gniew i przerażenie. Przybiegła do mnie Lili i spojrzała na mnie zmartwiona. Rzuciła mi się w ramiona i zaczęła całować mnie po policzkach.
— Nie płacz mamusiu. — mówiła smutnym głosikiem, a ja wtuliłam się w jedyny sens mojego życia.


--------------
Notka*
Tak więc po ciężkich dwóch godzinach kłótni sporów na temat: “Czemu tak, a nie inaczej?”  powstał drugi rozdział naszego opowiadania. Myślę, że jest co czytać, a historia wnosi pewien bardzo ważny element, niewidzialny na pierwszy rzut oka.
Bardzo prosimy o komentarze, jest to dla nas ważne <3
No to by było na tyle, miłej lektury i do następnego! :)
Patyy

niedziela, 24 stycznia 2016

Rozdział 1

NOTKA: Przed rozdziałem 1 jest prolog. ;D

* Uwaga, rozdział zawiera treści erotyczne. Czytasz na własną odpowiedzialność.*


— Jak możesz to robić? — spytał, gdy wsiedliśmy do samochodu. — Puszczasz się za kasę i co? Myślisz, że jakiś facet będzie cię kiedyś chciał? — Zaśmiał się.
— Zarabianie, a puszczanie jest zupełnie czymś innym. — odburknęłam, nadal trzęsąc się z zimna. Co on sobie myślał, że jest moim ojcem i może prawić mi morały? — Zresztą, to nie pana interes.
— Podaj adres, a nie bawisz się w pyskatego gówniarza, którym zresztą pewnie jesteś. Źle ci w domu? Rodzice nie dają ci na nową koszulkę z Hause’a? —powiedział, nie patrząc się na mnie, a w jego głosie było słychać drwinę.
Do moich myśli napłynął obraz wyniszczonej, kobiecej twarzy - posiniaczonej z workami pod oczami, z wymuszonym uśmiechem, którym zawsze przekazywała “Nie martw się kochanie, on nas kocha, ale nie wie, jak to okazać. To co ci robi jest normalne, on po prostu cię kocha. Mnie też tak dotyka. On cię po prostu kocha“. Znów zrobiło mi się niedobrze. Ogarnęła mną wściekłość i ogromna chęć uderzenia w coś. Zauważyłam zdziwioną i zaintrygowaną twarz mężczyzny, który mi się przypatrywał.
— Mam dwadzieścia trzy lata. Małą córeczkę, którą bardzo kocham i popieprzone życie. Nie mam pieniędzy, żeby kupić dziecku buty, czy nakarmić je do syta. Moi rodzice to kompletna patola, a ja staram się nie być taka jak oni i dbać o dobro mojego dziecka. Jesteś zadowolony z tej odpowiedzi? Przestaniesz mi teraz, kurwa. prawić morały? — Spojrzał na mnie zdziwiony.
— I myślisz, że poprzez puszczanie jesteś lepsza od nich? — Zaśmiał się. — Właściwie, to jesteś taka sama. Pomyśl — odchrząknął — jak będzie czuła się twoja córka, jeżeli dowie się, że jej matka się puszcza? Wiesz iloma chorobami możesz się zarazić? To jest obrzydliwe, a ja osobiście nie lubię ludzi, którzy w ten sposób wykorzystują kobiety. — przerwał na chwilę. — Pewnie córka to wypadek przy pracy? — Zrobił cudzysłów dłońmi, a we mnie aż się zagotowało. Kim on, do cholery jasnej był, żeby się o wszystko czepiać.
— Kim ty jesteś? — zapytałam — I czego ode mnie chcesz?
— Jestem William, inaczej anioł stróż, który próbuje ratować takie dziewczyny jak ty. — powiedział poważnie.
— A myślisz, że to lubię? Lubię to robić? Tak, jest to wymarzona praca, zwłaszcza kiedy chcesz z tym przestać, ale on ma to w dupie i bierze cię na siłę. — Głos zaczął mi się łamać. — Oczywiście jestem z tego dumna jak cholera. Myślisz, że jakbym miała gdzieś możliwość pracy to bawiłabym się w dziwkarstwo? Zwiedziłam już kilkadziesiąt sklepów, małych firm i tak dalej, ale zawsze odpowiadają ci jedno, wiesz co? Oddzwonimy, a w tym czasie twoje dziecko szarpie cię za nogawkę spodni i mówi, że jest bardzo głodne. — Po policzkach popłynęła mi łza, którą zaraz starłam. — Co byś zrobił na moim miejscu? — załkałam. Serce mi pękało na myśl o wychudzonej blondyneczce, która ma dziury w policzkach i sterczące kości. Odwróciłam od niego twarz. Nie chciałam, żeby patrzył na moją słabość i litował się nade mną. Nie potrzebowałam tego.
— Adres. — odezwał się po jakimś czasie.
Podałam mu moją ulicę i już więcej się nie odezwaliśmy do siebie. Ja mogłam spokojnie pogrążyć się w myślach i użalać nad swoim losem i małej królewny, czekającej na mój przyjazd. Gdy podjechał pod mój dom nacisnęłam klamkę, ale on złapał za moją rękę. Odwróciłam się do niego lekko przestraszona.
— Posłuchaj…. — Spojrzał na mnie przyjaźnie — Pomogę ci.
— A w zamian mam ci dać dupy? Nie, dzięki. Poradzę sobie. — prychnęłam i chciałam już odejść, ale on złapał mnie mocniej.
— Weź zamknij swój arogancki pyszczek i pozwól, podkreślam, pozwól sobie pomóc. — Spuściłam głowę w dół, aby nie patrzeć na niego, ale on podniósł ją do góry łapiąc za podbródek. — Pozwól.
— Co chcesz w zamian? — spytałam, spłoszona jego zachowaniem. Wydawał się całkowicie miły, ale właśnie przed momentem przejechałam się na pozorach, więc postanowiłam trzymać dystans.
— Nic wielkiego. — Uśmiechnął się.

Dwa tygodnie później siedziałam w knajpie, czekając na kolejnego klienta. Miałam już dość tej roboty, ale Lili ma nowe, zimowe buty, przybrała na wadze, opłaciłam komornika i jeszcze trochę zostało. Obiecałam sobie, że to już ostatni raz, ale te pieniądze się jednak przydają, więc po ostatnim razie następuje następny ostatni. Skończę z tym, obiecuję. Kiedyś…

W tym momencie do pomieszczenia weszło dwóch, czarnych mężczyzn. Błagałam w myślach, aby nie podeszli do mnie. Szef nie mówił nic o trójkącie! Ustali i spojrzeli w telefon, po czym rozejrzeli się po sali. Błagam nie do mnie, błagam nie do mnie! Nagle jeden wskazał na mnie palcem i ruszyli w moją stronę. Tylko nie to… Usiedli przy moim stoliku, a ja zrobiłam uwodzicielską minę i oblizałam wargi. Przypomniało mi się, że szef coś gadał o podwójnej kasie, ale myślałam, że po prostu bogacz mi się trafił, ale nie trójkąt! Spojrzeli na mnie zafascynowani.
— Nie myślałem, że jesteś taka piękna. — powiedział jeden, puszczając do mnie oczko.
— A ja nie myślałam, że będzie was dwóch. —- Spojrzałam na nich, a po ich minach zrozumiałam, że nie spodziewali się mnie.
— Frederico nic ci nie powiedział? — odezwał się drugi, uważnie się mi przyglądając.
— Nie. — odparłam szczerze i nerwowo zaczęłam się bawić włosami, okręcając je wokół palca.
— Widzisz, my też nie myśleliśmy, że będziesz taka.... Młoda. — Wyższy z panów uśmiechnął się do mnie. — Zazwyczaj Fred umawia nas z nieco starszymi i bardziej doświadczonymi kobietami, a ty jak sądzę — przerwał, przełykając ślinę — nie miałaś jeszcze do czynienia z dwoma kutasami na raz? — Zaśmiał się, a ja na samą myśl, że pojawią się we mnie dwa wielkie, murzyńskie organy na raz, miałam ochotę z tamtąd zwiać.
— Nie zrobimy ci krzywdy, będziemy delikatni. — wtrącił drugi. Byłabym skłonna mu uwierzyć, gdyby nie fakt, że puścił do tamtego oczko, a na jego twarzy malował się mało przyjemny uśmiech. W co ja się znów wpakowałam.

Po kilku minutach głaskania po nogach, postanowiliśmy ruszyć na górę do pokoju, gdyż znajdowaliśmy się w hotelu. Starałam się ukryć zdenerwowanie i obrzydzenie. Uśmiechałam się miło i zadziornie, gdy klepali mnie po dupie albo łapali za pośladki. Gdy weszliśmy do windy jeden z nich przyssał się do moich warg i napierał na mnie swoją męskością, która była już twarda. Przejechałam tam palcami, a on zadrżał z rokoszy, szarpiąc za moją króciutką sukienkę.
Gdy tylko dotarliśmy do pokoju, jeden popchnął mnie mocno na łóżko, a drugi zaczął się rozbierać. Przestraszyłam się, ale nie pokazałam tego. Grzecznie czekałam na kolejny ich krok i jak wielkie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam, że oni zaczynają się całować. Otępiała patrzyłam na to, co wyprawiają. Ich ręce wędrowały po ciemnych, muskularnych ciałach, a usta pochłaniały się nawzajem. Samo patrzenie na nich sprawiało, że miałam ochotę zwymiotować, ale gdy jeden z nich podszedł do mnie i próbował pocałować, odepchnęłam go, odwracając twarz. On złapał za nią i gestem nakazał, abym na niego spojrzała.
— Bądź grzeczna — syknął — albo nie będę już taki miły.
Pokiwałam grzecznie głową na znak zgody i patrzyłam dalej. Mężczyźni położyli się obok mnie na łóżku jeden za drugim. Usłyszałam cichy jęk, który najprawdopodobniej oznaczał, że ten z tyłu zatopił się w tym z przodu, ale pewność uzyskałam wtedy, kiedy zaczęli się miarowo poruszać.
— Chodź do mnie. — Wyszeptał ten z przodu, a ja zrobiłam to, co kazał.
Położyłam się tyłem do niego, podwinęłam sukienkę i czekałam na to, co się stanie.Głośno krzyknęłam, gdy okazało się, że facet wcelował w tę bardziej delikatną dziurkę.Cała akcja nie trwała długo, jeszcze dobrze nie przestałam czuć bólu, który był spowodowany silnym wepchnięciem jego członka, a już poczułam jak rozlewa się we mnie fala jego ciepłej, mokrej spermy.
Po zakończonym przedstawieniu wzięłam od nich pieniądze, a oni siedzieli przy stoliku, o czymś rozmawiając. Już miałam wychodzić, gdy jeden z nich mnie zatrzymał.
— Jesteśmy gejami i jesteśmy parą, ale ja to ten aktywny, a on jest aktywny i pasywny. Nie pozwalam mu bzykać innych mężczyzn, bo to byłaby zdrada, ale dziewczyny może, dlatego wybieramy ten sposób.
— Aha. — odpowiedziałam.
— Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy. — Puścił do mnie oczko, a ja uśmiechnęłam się drętwo i wyszłam, gdy nagle zadzwonił do mnie telefon.

— Halo? — powiedziałam do słuchawki. William.
— Możesz mi powiedzieć, gdzie ty jesteś? — Usłyszałam jego wzburzony głos przepełniony furią. Otworzyłam szeroko oczy. O nie, tylko nie to…
— Jestem w sklepie na rogu — odpowiedziałam bez zatrzęsienia głosu, ale cała byłam w napięciu.
— Nie kłam. Widzę świecącą się kropkę w Pirmavera&Spa.— powiedział z powagą.
— Miałeś przestać mnie śledzić. — warknęłam.
— A ty z tym skończyć! — Will miał totalny wkurw.
— Nie rób tego. Mam pieniądze. Jeszcze trochę i Lili będzie mogła zamieszkać w normalnym domu, a nie w spleśniałym pokoiku, w którym tak wieje, że zamiast okna można by przyczepić tekturę. Robię to dla jej dobra… Nie musisz już mi pomagać… — Mój głos zaczął się trząść.
— Odbiorę Lili i odwiozę ją do domu. — powiedział spokojnie, wzdychając.
— Nie!! Nie rób tego!! — krzyknęłam do słuchawki, ale było już za późno.
_______________________________
Hej, hej :D Na razie to wszystko co mamy. Prosimy was z całego serca,
 abyście zostawili  sobie ślad w ankiecie i komentarzu <3 To bardzo
 wiele dla nas znaczy. Pokażcie, że mamy dla kogo pisać :D

Witajcie

     Pewnego weekendowego wieczoru dwie przyjaciółki stwierdziły, że jest im nudno. 
     — Kasia, chodź napiszemy opowiadanie. Nie będziemy tego udostępniać, tylko tak dla siebie. — odezwała się Patrycja. 
     — Dobra. To ja napiszę dwa zdania, a ty dokończysz swoimi dwoma zdaniami. — zgodziła się Kasia. 
     Siedziały tak, wymieniając się laptopem i stworzyły coś. Spodobało im się to, więc wstawiły ja opowi.pl, gdzie ludzie patrzą tylko na błędy, a nie na fabułę, lecz ludzikom z opowi się to badzo spodobało, dlatego napisały rozdział pierwszy. Oni chcieli więcej i tak powstało "W sidłach zniewolenia". 



     Hej tu Kasia. Chciałam wam przedstawić krótko, jak to wygląda, że opowiadanie piszą dwie osoby i pokazać historię powstania "W siłach zniewolenia". 
     Rozdziały będą się pojawiać raz lub dwa w tygodniu. Czasami, jak wystarczy nam czasu, więcej. 
     Jako, że "W sidłach zniewolenia" jest młodym blogiem, prosimy o komentarze, gdyż nie wiemy, czy ktoś byłby zainteresowany czytaniem tego opowiadania. 

     Czekamy na was!!!! :D

sobota, 23 stycznia 2016

Prolog

— Zabiję cię, suko! — krzyknął, opluwając moją twarz swoją śmierdzącą śliną.
— Jakim prawem tak do mnie mówisz? — Starłam jego wydzielinę i spojrzałam na niego wrogo.
— Będę się tak zwracał do dziwek twojego typu. Jeszcze raz zrób coś takiego, a sam sobie wezmę i wyrzucę cię w najbliższym rowie — warknął. Rozłożył się swoim grubym cielskiem na łóżku i pokiwał do mnie palcem. Po moim ciele przeszedł dreszcz obrzydzenia.— A teraz wracaj tu i dokończ. — Zrobiło mi się niedobrze.
Niechętnie podeszłam z powrotem do tego obrzydliwego typa i klęknęłam przy nim. Dostrzegłam, jak jego członek zaczyna się unosić. Moim ciałem wstrząsnęły konwulsje. Rozejrzałam się po pokoju w poszukiwaniu czegoś, co mnie uratuje. Tak bardzo nie chciałam tego robić. Odwróciłam głowę i go dotknęłam, a w gardle poczułam obiad. Robisz to dla Lili. Robisz to dla Lili… – powtarzałam w swojej głowie, ale nie potrafiłam odepchnąć od siebie odruchu wymiotnego. Podniosłam się najprędzej, jak tylko umiałam i pobiegłam do łazienki. W ubikacji zostawiłam cały posiłek, jaki zjadłam przed tym spotkaniem.
— Co ty sobie myślisz?! — Usłyszałam głos dochodzący z pokoju. — Nie płacę ci za rzyganie.— Nie zrobię tego… Nie zrobię tego… — Mój umysł był wyczerpany, a przez ciało przechodziły dreszcze. Na samą myśl o tym, aby tam wrócić, znów zwymiotowałam. Nagle usłyszałam huk. Ten oblech walił w drzwi. Krzyknęłam, gdy znalazł się w łazience. Złapał mnie za włosy i zaczął szarpać.
— Nie rób mi krzywdy. — Błagałam, a z moich oczu zaczęły cieknąć łzy. — Nie wezmę pieniędzy, tylko proszę, puść mnie… Puść mnie… — Głos mi się łamał, ale on miał gdzieś moje żale. Złapał za swojego małego fiuta i wepchnął mi do gardła, a ja zaczęłam się krztusić.
— Nikt nie będzie mnie tak traktował. Mówiłem, że jak mi nie dasz, wezmę sobie sam. — Uśmiechnął się z rozkoszą i zwycięstwem, cały czas głaszcząc mnie po włosach.
Po raz kolejny pożałowałam, że tu przyszłam. To jednak nie był dobry pomysł, żeby zgodzić się na spotkanie bez, chociażby jakiegoś zdjęcia. Poprzedni mężczyźni byli przystojni, kulturalni, a on? Nie miałam pojęcia, co teraz zrobi, ale wiedziałam, że będę musiała się powstrzymać, żeby nie zwymiotować mu prosto w twarz. Lili potrzebuje nowych butów, jest zima, a ona ma podarte trampeczki. Zrobię mu loda i ucieknę… Gdy udało mi się wyjąć go z ust, wyplułam całą ślinę i wysapałam:
— Ch–chodź d–do łóżka… — Spojrzałam na niego z nadzieją.
On oblizał usta i nadal trzymając mnie za włosy pociągnął do łoża. Krzyczałam z bólu, tarłam kolanami po podłodze, błagałam o litość. Łzy płynęły po mojej twarzy, ale on to wszystko miał w dupie, był po prostu cholernym psycholem, który chciał się na kimś wyżyć, a jego fetyszem było bicie i znęcanie się nad swoją ofiarą. Miałam cholernie dość jego kutasa, penetrującego moje dwie obolałe dziurki.
Widząc go pierwszy raz, pomyślałam, że jest to stary, gruby biedaczek, który nie ma szczęścia w miłości i nie uprawiał seksu od dawna, ale teraz zdawałam sobie sprawę, że nie należy oceniać książki po okładce. Gdy skończył, padł wyczerpany na łóżku, a ja szybko się ubrałam, wzięłam zapłatę za robotę i uciekłam. Nienawidziłam tego człowieka z całego serca, a najbardziej nienawidziłam siebie, ale dzięki niemu Lili zyskała nowe buty, a ja... Toma...
Gdy wyszłam z klatki schodowej, załamałam się. Usiadłam na lodowatym betonie i zaczęłam płakać, jak nigdy wcześniej. Wymiotowałam, trzęsłam się, ryczałam i krzyczałam głośno, pomimo że była noc. Gdy przestałam czuć większość swojego ciała, wstałam i cała obolała, ruszyłam do domu, czyli pięć kilometrów spacerkiem w cienkim płaszczyku i podartej miniówce. W połowie drogi nie miałam już siły. Usiadłam na śniegu i znów zaczęłam szlochać. Próbowałam śniegiem zmyć brud z mojego ciała, który tak bardzo czułam. Zbierało mi się na wymioty, gdy tylko dotykałam swojej zamarzniętej skóry. Nagle zatrzymał się jakiś samochód. Nie wstałam, nawet nie zareagowałam. Było mi wszystko jedno czy zgwałcą mnie znowu, czy zabiją. Druga opcja byłaby lepsza, ale nie… Lili… Drzwi otworzyły się, a ja próbowałam wstać, ale nie miałam siły ustać na nogach, przez co upadłam na śnieg. Zobaczyłam twarz zasmuconego mężczyzny w podeszłym wieku.
— Czy ty jesteś poważna, kobieto? — zwrócił się do mnie, a ja spojrzałam na niego, jak na ducha. — Tak, do ciebie mówię. Nie chcę być niegrzeczny, ale to nie odpowiednie miejsce dla kobiety, ubranej tak, jak ty. — Nie zapytał się o to, czy może do mnie mówić po imieniu, nie zapytał o nic. Był stanowczy, a zarazem troskliwy i to właśnie mi się w nim spodobało. — Wstań proszę i wsiądź do samochodu. Odwiozę cię do domu. — Zapaliła mi się czerwona lampka w głowie.
— Skąd mogę wiedzieć, że nie jesteś seryjnym mordercą czy też gwałcicielem? — odparłam chamsko.
— Jestem, ale tobie nic nie zrobię. — powiedział poważnie, a ja odebrałam to, jako żart. Jednak w późniejszym czasie okazało się, że nieznajomy wcale nie żartował.