Po długim, bardzo długim czasie, pojawił się w końcu nowy rozdział. Mamy nadzieję, że przypadnie wam do gustu i obiecujemy, że następne będą pojawiać się częściej! Mamy nadzieję, że zostaliście z nami!
Miłego czytania i komentowania! :)
Rzygałam jak kot, a Willowi codziennie doskwierały moje humory. Pochłaniałam niesamowite ilości żarcia, mieszałam nawet czekoladę z ogórkami kiszonymi. Ostatnio był to mój ulubiony przysmak. Na dodatek nie mieściłam się w swoje stare ubrania. Wiedziałam co to znaczy, ale nie dawałam dojść tej myśli do zrozumienia. Nie chciałam przeżywać tego jeszcze raz. Nie pójdę do apteki, boję się — myślałam codziennie, obgryzając paznokcie. Nie mówiłam nic Willowi, bo to nie była jego sprawa. W ogóle całe moje życie to nie jego sprawa! Czego ten koleś ode mnie chciał? Od tamtej feralnej nocy uczepił się mnie i odgrywał rolę ojca, który co noc tłukł mnie i matkę do nieprzytomności i gwałcił, aż upił się, że nie mógł ruszyć ręką. Nie, no dobra, tego dobrego ojca, ale ja go nie potrzebowałam. Tyle czasu sama sobie wystarczałam, więc i teraz go nie potrzebuję.
Z mojej nostalgii wyrwały mnie głośne odgłosy butów. Ten nigdy się nie nauczy pukać — pomyślałam. Wstałam z westchnieniem i zirytowana poszłam do kuchni, mając w głowie nową formułkę wyrzutów dla niego. Już miałam się odezwać, trzymając się pod boczki, kiedy zobaczyłam pudełeczko na blacie. Przerażona spojrzałam w jego oczy, w których był gniew i nieustępliwość.
— Łazienka. Teraz! — powiedział stanowczo.
— Nie będziesz mi mówił, co mam robić! — Spojrzałam na niego wściekła, zresztą jak zwykle.
— Ależ będę. — Podszedł do mnie i złapał, o dziwo, delikatnie za ramię. — Martwię się o ciebie, Katerine. — Zdziwiłam się, że powiedział to takim, a nie innym tonem. — Więc proszę, weź ten test i go po prostu zrób. Muszę wiedzieć na czym stoję, a raczej stoimy.
Westchnęłam, ale podniosłam pudełeczko i zamknęłam za sobą drzwi. Trzęsącymi dłońmi otworzyłam malutki kartonik i spojrzałam na niego, jakby nie wiedząc co tam ujrzę. Jednak zobaczyłam tylko znajomy otwór, w który należało wpuścić kropelkę moczu, nabierając go dołączoną do zestawu, malutką pipetką. Trzy minuty dłużyły mi się w nieskończoność, a ja oparta o róg ubikacji modliłam się, by tym razem nie pojawiły się dwie czerwone kreseczki.
Patrzyłam z wyczekiwaniem na taśmę i aż westchnęłam, gdy moje objawy się potwierdziły. Uklękłam, kuląc się i łapiąc za brzuch. W mojej głowie pojawiło się pełno myśli, ale ta, która weszła jako pierwsza, to: “kim był ojciec”?
— Wszystko w porządku? — Usłyszałam przerażony głos Willa, który stał za drzwiami.
— W wyśmienitym — powiedziałam sarkastycznie i wyszłam z łazienki. Przepchnęłam się obok niego i z uśmiechem na twarzy dodałam — Miałam rację. Nie zdałam testu. — Odkręciłam się na pięcie i błagałam w myślach, żeby nie poszedł za mną, nie odwrócił mnie i nie zobaczył mojej twarzy, bo wtedy wiedziałby już wszystko.
— Naprawdę uważasz, że uwierzę ci na słowo? — Zmarszczył brwi, a ja już przeczuwałam, czego będzie chciał. Na szczęście byłam przygotowana na taką sytuację. — Pokaż test. — Wyciągnęłam i podałam mu stary, który niczego nie wykazał.
— Widzisz? To się nazywa zaufanie. Błogosławieni ci co nie widzieli, a uwierzyli.
— Powinnaś zrobić badania. — zaczął delikatnie, a ja czułam jak wznieca we mnie ogień. Odwróciłam się, a on stał centralnie za mną. Mój wzrok o mało go nie zabił.
— Czyli twierdzisz, że jestem gruba? — zapytałam oburzona.
Tak, przybyło mi parę kilo.
Tak, to w ciąży jest normalne.
Ale żeby mi to wypominać?!
On tylko przewrócił oczami i przepchnął mnie na bok zabierając mi drewnianą łyżkę, następnie mieszając przypalające się mięso na zielonej patelni.
— Tak, jesteś gruba, a pochłaniasz takie ilości żarcia, że nie nadążam robić zakupów. Wydzierasz mordę na mnie, a za dziesięć minut chcesz, żeby cię przytulić. Masz czteromiesięczny okres i rzucasz jednocześnie palenie, czy jak? Zgadzałoby się gdybyś paliła, ale nie palisz, a na diecie — Zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu — nie jesteś, więc zaczynam się martwić. Jesteś matką. Myśl o Lili. — powiedział spokojnie. O jeny! Przeżywa gorzej niż świnia okres! Tak! Muszę iść do lekarza, ale nie do tego, o którym ty myślisz. — myślałam zagryzając wargę. Wyrwałam mu moją patelnię, jak głodny grizzly i wróciłam do bawienia się w Masterchefa.
— Jak nie masz co robić, to możesz jechać po nią. Kończy za dwadzieścia minut. — delikatnie zmieniłam temat, nie odwzorowując moje samopoczucie. Powinno to brzmieć raczej: Zabieraj dupę stąd sukinsynu, jeśli chcesz żyć za najbliższe dziesięć minut. Yh, jeszcze pięć miesięcy i będzie spokój. Pięć miesięcy!
Po obiedzie Will dał mi święty spokój. Po tym jak przywiózł Lili, zniknął nie wiadomo gdzie, chodź mało mnie to obchodziło. Gdy wieczorynka przeleciała wzięłam moją królewnę na ręce i zaniosłam do kąpieli.
— Mamusiu, dzisiaj nie. Nie chce. — marudziła jak co dzień wyciągając głowę do tyłu, ale ja się nigdy nie dawałam na jej kaprysy. No może czasami.
— Rozbieraj się kurko, bo przyjdzie Slenderman. Wiesz, że on lubi niegrzeczne dzieci. — postraszyłam ją, a w jej oczach zauważyłam strach i mała zaczęła szybko zdejmować ubranka i posłusznie weszła do wody. Tak, straszyłam moje czteroipółletnie dziecko Slendermanem. Za moich czasów to był jakiś bobo, Gargamel czy inny czarny charakter, ale moja dziewczyna boi się postaci z gry. Taa, świat idzie coraz dalej.
Wzięłam gąbkę i nalałam na nią płyn po czym starannie myłam jej mięciutkie ciało. Przejechałam palcem po białym znaku na plecach, tuż pod łopatką. Pozostałość po przeszłości i Johnie. Westchnęłam i kontynuowałam, dopóki nie usłyszałam, że ktoś chodził po mieszkaniu.
A już miałam nadzieję go nie oglądać.
Wytarłam Lili i ubrałam w piżamkę po czym położyłam w sąsiedniej sypialni włączając bajki, a sama wyszłam do kuchni na spotkanie z nocnym przybyszem. Czego on ode mnie chce o tej porze? Nie pracuję dziś, więc nie kazałam mu zostać z córeczką. Po jaką cholerę przywlókł tu swoją dupę? Zauważyłam, że światło w kuchni i przedpokoju było zgaszone. Dlaczego on chodzi po ciemku? Z lekką niepewnością podeszłam do włącznika światła.
Nie mogli mnie przecież znaleźć…
Uniosłam dłoń i położyłam na plastikowym pstryczku, a w następnej sekundzie pomieszczenie stało się widoczne. Rozejrzałam się. Wszystko było na swoim miejscu, ale Willa nigdzie nie było. Poczułam, jak moje serce galopuje. Cały czas miałam wrażenie, że ktoś za mną stoi, więc obracałam się w kółko. Pobiegłam do sypialni. Wpadłam zdyszana nie z wysiłku, ale ze strachu. Moja blondyneczka patrzyła na mnie swoimi niebieskimi, zdziwionymi oczkami cała i zdrowa.
— Mama, chodź. — powiedziała wyciągając ręce bym położyła się obok i już ruszałam do niej z westchnieniem kiedy znów usłyszałam kroki.
Odwróciłam się. Następnie dźwięk zamykanych drzwi... Panicznie rozejrzałam się po pomieszczeniu. Szuflada na klucz. Rzuciłam spojrzenie Lili i spokojnie, lecz zdesperowanie rzuciłam się w stronę mebla. Drżącymi dłońmi ledwo trafiłam w dziurkę od klucza. Szybko przegrzebałam zawartość odrzucając na bok gazety i materiały, nerwowo spoglądając na zamknięte drzwi od sypialni, jakby ktoś miał je w każdej chwili wyłamać. Poczułam, jak ogarnia mnie ulga, gdy moje palce dotknęły szorstkiego materiału. Szybko wyciągnęłam rzecz owiniętą w niego i wkłożyłam między nogi, by Lili tego nie wiedziała. Cicho, cały czas się uśmiechając wyciągnęłam glocka 9mm i schowałam za spodnie po czym przykryłam go szarą bluzą. Wstałam na trzęsących się nogach i pocałowałam małą w czółko.
— Mamusia cię kocha najbardziej na świecie. — szepnęłam i wymknęłam się z pokoju, a jej odpowiedź cały czas dźwięczała mi w uszach, odbijając się równo i śpiewając melodyjnym głosem: ja też cię kocham mamusiu. Gdy wyszłam, drwa razy sprawdziłam czy zamknęłam drzwi na klucz. Cała w nerwach rozprostowywałam i zginałam palce. Nie mogłam się uspokoić. Po moim domu ktoś buszował. Byłam tego pewna. Złapałam za glocka i naładowałam go, cały czas celując w dół, tak jak nauczyłam się na strzelnicy. Przełknęłam gulę w gardle i z duszą na ramieniu przeczesywałam dom.
— Co ty robisz? — usłyszałam zaniepokojony głos, a moje ręce automatycznie wycelowały w pierś przeciwnika. Chciało mi się wyć, gdy włamywaczem okazał się Will.
— Oszalałeś?! Mogłabym cię zabić idioto! Czemu zachowujesz się tak cicho?! — krzyczałam szeptem. O matko. Dawno nie czułam takiej ulgi. Traciłam władzę w nogach, więc szybko oparłam się o ścianę. W moim stanie nie wolno się denerwować, chciałam dodać. Tak denerwować!
— Przepraszam, myślałem, że Lili już śpi. Nie chciałem jej obudzić. Przywiozłem ci klucze, które ostatnio zostawiłaś u mnie w samochodzie, a przecież rano masz wyjść, więc musiałem ci je oddać. — szeptał.
Uniósł dłoń, na której palcu wisiało kółeczko z breloczkiem myszki Mickey i kluczami. Westchnęłam i odebrałam je szybkim ruchem nadal będąc w ciężkim szoku. Zmarszczył brwi.
— Wszystko w porządku? — Zerknął na moją broń. Uniosłam ją i popatrzyłam na nią, gładząc ją dłonią.
— Tak. Wystraszyłam się, że jakiś bandyta chodzi po mieszkaniu. — Posłałam mu uśmiech i ziewnęłam. Pokiwał lekko głową w zamyśleniu i schował ręce w kieszenie.
— Przynajmniej nie będę się bał, że ktoś cię skrzywdzi. Jutro pogadamy o pistolecie, teraz kładź się spać. Jutro wcześnie wstajesz. — Obrócił się na pięcie i słyszałam tylko zamknięcie drzwi wejściowych. Powłóczyłam za nim nogami czując jak ogarnia mnie zmęczenie. Adrenalina opadła, więc moje ciało prosiło o sen. Leniwie przekręciłam klucz dwa razy. Sprawdziłam czy drzwi zostały zablokowane i odwróciłam się, by iść do łazienki.
To była sekunda.
Jedno mocne uderzenie w kark.
Ciemność i jedna myśl: Lili.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz